czwartek, 6 stycznia 2011

kręte koleje odpowiedzialności politycznej

Min. Grabarczyk ocalił stanowisko. Niewątpliwie, po trzech latach urzędowania ponosi pełną - zwłaszcza polityczną - odpowiedzialność za kondycję PKP i wydarzenia grudniowe. Koncepcja odpowiedzialności politycznej narodziła się wraz z monarchiami konstytucyjnymi. Z jednej strony stanowiła wyraz kontroli, jaką nad królewskimi rządami sprawował parlament, z drugiej - umożliwiała władcy zaspokojenie gniewu ludu poprzez zdymisjonowanie - czasem Bogu ducha winnemu - ministra, którego jedynym błędem była niekiedy zgoda na objęcie fotelu ministra. Tak czy inaczej - odpowiedzialność polityczna nierzadko nie ma nic wspólnego z merytoryczną oceną pracy i skuteczności danego ministra. Przykład? Ot, choćby los min. Ćwiąkalskiego. Chaos na kolei jest porażką min. Grabarczyka. Tak jak m.in. współpraca z organizacjami pozarządowymi w zakresie ustawowego uregulowania problematyki reklamy zewnętrznej, w tym wielkoformatowej, czy wprowadzenia do kodeksu cywilnego zmian dotyczących tzw. własności warstwowej, która to instytucja pozwoliłaby odblokować rozwój wielu polskich miast, w szczególności Warszawy. Ale przecież min. Grabarczykowi udało się również odnieść kilka sukcesów, które wyróżniają go z całej palestry dotychczasowych szefów resortu infrastruktury. To przede wszystkim wyraźny postęp w procesie rozbudowy sieci dróg ekspresowych i autostrad, przełamanie biurokratycznego imposyblizmu blokującego procedury związane z przygotowywaniem drogowych inwestycji, a w samym kolejnictwie - zapoczątkowanie fali remontów największych polskich dworców i dyskusji nad "Y", czyli KDP. Jeszcze cztery, trzy lata temu trudno było sobie nawet wyobrazić remont Centralnego, czy innych dworców w kraju (np. Katowice). Minister Grabarczyk jest więc pracownikiem (Rządu), który co prawda nie poradził sobie z niektórymi zadaniami (kolejnictwo), ale z innymi radzi sobie lepiej, niż jego poprzednicy. Bilans wydaje się więc dość oczywisty, a odpowiedzialność polityczna nie powinna prowadzić do pozbawiania ministrów stanowisk, niezależnie od rzetelnej oceny ich pracy i osiągnięć. W przeciwnym razie, konstytucyjny system odpowiedzialności politycznej zmieni się w chaotyczne awanturnictwo i nieprzemyślaną, ślepą vendettę w konstytucyjnym płaszczyku praworządności i porządku. Zresztą, wolno sądzić, że zmiana ministra infrastruktury byłaby dla systemu PKP zaledwie odległym szumem bardzo odległej i słabej bryzy, a nie wstrząsającym i ożywczym podmuchem huraganu rewolucji i zmian, których  z poczuciem bezsensu wypatrują pasażerowie polskich kolei, stłoczeni we wzajemnym uścisku między zapchaną toaletą, a zasypaną śniegiem śluzą łączącą dwa, pozbawione ogrzewania wagony. Świadczą o tym "efekty" kilkunastu poprzednich zmian ministrów infrastruktury.  To kolej potrzebuje zmian, a nie ministerstwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz