środa, 12 stycznia 2011

Platforma i SLD po raz kolejny zawłaszczają media publiczne

Niestety, z przykrością - a przede wszystkim zawodem - przeczytałem dzisiejszą informację TVN24:

Telewizja publiczna powinna udostępniać swój czas antentowy wszystkim grupom społecznym i przedstawicielom każdego światopoglądu, chociażby nawet w tak absurdalnej formie, jak prezentowany przez red. Pośpieszalskiego. Niezależnie od mojej pełnej niezgody i opozycji wobec pisowskiej polityki historycznej, czyt. smoleńskiej, bzdur wierutnych propagowanych przez red. Pośpieszalskiego (niestety dramat osobisty zaciążył nad jego sprawnością intelektualną), red. Ziemkiewicza (który zaczynał od pisania fantastyki i wciąż nie przestał uprawiać tego właśnie gatunku literackiego - pomimo że wydaje mu się, że jest inaczej), czy red. Sakiewicza w spółdzielni z "Naszym dziennikiem", jednocześnie nie akceptuję reważynżystowskiej polityki zamykania programów TVP, w których ukazuje się inny, niż "mainstreamowy" punkt widzenia. Po pierwsze, jest to sprzeczne z zasadą, iż telewizja publiczna służy wszystkim Polakom -  a więc także tym, którzy wyznają wiarę w Wodza i zamach. Kończąc emisję niejako "ich" programów, zaprzeczamy własnym zasadom i potwierdzamy ich obawy wobec nas, tj. liberałów (w ogromnym skrócie), w jakiś sposób wręcz robimy dokładnie to, o co nas oskarżali. Po drugie, jest to sprzeczne z logiką polityki, jako skutecznego rządzenia - zamykając programy o profilu mocno prawicowym, ponownie zamykamy pierścień oblężenia wokół konserwatywnych, ksenofobicznych części społeczeństwa, uniemożliwiając im udział w oficjalnym życiu społecznym, co oczywiście w przyszłości doprowadzi do wzrostu ich frustracji, niechęci do obowiązującego systemu liberalno-demokratycznego, czyli tych czynników, które wyniosły do władzy Samoobronę, a potem PiS - w obu przypadkach motorem potęgi tych ugrupowań było właśnie poczucie wykluczenia, zagubienia w modernizującej się szybko Polsce i - w sumie - dość naturalna reakcja protestu. Po trzecie, dokonane zmiany nie tylko nie chronią pluralizmu w mediach publicznych, ale wprost się z nim kłócą. W celu dopuszczalnej zmiany mocy oddziaływania programów red. Pośpieszalskiego, red. Wildsteina, czy nawet Ziemkiewicza i Sakiewicza - wystarczyło zmienić godziny ich emitowania, ich formułę (np. poprzez zmuszenie każdego z prawicowych dziennikarzy do wspólnego prowadzenia programu z dziennikarzem o poglądach liberalnych lub lewicowych, albo też poprzedzenie ich audycji innymi, już mainstreamowymi programami). Możliwości zmian, które zarazem nie skutkowałyby trzema wskazanymi rodzajami błędów, było mnóstwo. Wybrano najgorsze, najbardziej prymitywne i najbardziej szkodliwe rozwiązanie. Duży błąd PO, duży zawód dla wyborcy PO.

Najbardziej zaś ubolewam nad zakończeniem emisji programu B. Wildsteina. Pozostali zwolnieni z TVP dziennikarze charakteryzowali się głównie wysokim poziomem niechęci i ślepej agresji wobec - szeroko ujmując - liberalnej demokracji i jej zasad, która to agresja całkowicie przesłaniała im rozsądek i logikę argumentów i konsensusu. Nie można tego powiedzieć o red. Wildsteinie, z którym zgadzam się rzadko, ale klasy i bystrości umysłu nigdy mu nie odmówię. Jeśli po stronie tzw. Antysalonu jest ktokolwiek, kto mógłby dyskutować z Adamem Michnikiem o Polsce, jak równy z równym, to mógłby być to chyba wyłącznie red. B. Wildstein.

Dlatego, jako zadeklarowany liberał z mocno lewicowym zacięciem, głośno domagam się: przywróćcie Bronisława Wildsteina w TVP!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz